czwartek, 26 lipca 2007

Końca nie widać, nie widać ...

Witam !!!

A jednak koniec zbliża się wielkimi krokami, to moje ostatnie miasteczko i tak naprawdę nie wiem czy śmiać się czy płakać. Z jednej strony mam już dość ciągłej wojny między nami, a pogodą, z z drugiej, chyba troszeczkę przywiązałem się do ludzi, z którymi przez ostatnie pięć tygodni dzieliłem swoją dolę i niedolę :) Łza się kręci w oku, ech jeszcze tu jestem, a już tęsknię :) hahahahahahaha ale poleciałem. Jakby nie było, jeszcze cały piątek, sobota i niedziela, w sumie najważniejsze dni :) przypuszczam, że bedzie się działo, no chyba, ze nadejdzie jakieś 19 w akali i znowu będziemy zbierali miasteczko w 15 minut :). W sumie cały czas spądzony podczas pracy w i nad miasteczkiem zleciał mi szybciej niż sylwester po 5 szampanach ale miezapomnianych chwil wryło się w moją głowę czternaście tysięcy trzy, reszta przypomni się pewnie po powrocie do domu. Będę musiał sobie to wszystko jakoś poukładać bo już nawet nie pamiętam dokładnie co było i się działo w poszczególnych miasteczkach :)

Teraz może trochę o samym Mielnie, a właściwie naszych początkach w tym miasteczku.

w skrócie:

- przyjazd, szybciutko, o jeden wieczór wcześniej niż przypuszczaliśmy, Darłowo z racji niepogody zakończyło się o 6 godzin przed czasem więc co będziemy czekać, odrazu do Mialna. Ta, odrazu :) najpierw naprawić światła w jednej przyczepie, potem przymocować zdezak na drugiej, wieje pada, mam dość, ale kogo to obchodzi zmarznięte dłonie śrubokręt z ręki wypada szał sięga zenitu eh coś tam jeszcze się działo, ale dalej.

Droga do Mielna

- jedeziemy, ja Skoq, Biedronka i najukochańsza przyczepa.

- chwulka oddechu na stacji, kawa, zapiekanka, psioczenie na różne sprawy :)

jedziemy dalej

jesteśmy w Mielnie.

- kamping może być

- toaleta koedukacyjna, super

- jestem tak zmęczony, że fik na wyrko i śpię 14 godzi.

W sumie podziedziałek to jakoś tak lajtowy minął, obiadek zjadłem w towazystwie Krysi, bardzo smaczne wiśnie były nieopodal restauracji, w której byliśmy.

Wtorek też jakiś taki, a pamiętam piwko jedno drugie i zamulony cały dzień byłem, a i jakieś rozstawianie miasteczka o 16, poszło niby gładko, ale wsatejemy rano następnego już dnia, a tu wieje. Idziemy na plażę, a tu nie ma plaży. Coraz bardziej wiać zaczyna, a Tygryz zaczyna towar znosić do cafeterri, wieje Tygryz niesie lody do lodówki, Big Trio, Big Bambi, Magnumy, Max Fruity, całe pudełka, a tu wieje, trochę zaczyna man podmywać miejsce pracy, ale my twardo rozstawiamy cały sprzet, nie patrzymy na niedogodności pogodowe. W końcu kiedy przywieźli worki przeciwpowodziowe, pomyśleliśmy, że coś jest nie tak :) dachy zrywa z namiotów, plażę pozary spiętrzone bałwany, strach się bać. Uciekamy, w końcu dostaliśmy zakaz wstępu do miasteczka. I pojechaliśmy sobie ze Skokiem do Koszalina na zakupy, a przy okazju odwieźliśmy jeszcze dwujkę znajomych na PKP, w sumie mieli rację, że uciekają z tego ... eh. w drodze powrotniej, dostaliśmy wiadomość o wypadku jaki się zdażył na terenie miasteczka i tu bez śmiechu, okazało się, że wiało tak mocno, że jeden z namiotów Play`a w dmuchnęło na duży bar, hm a to już nie przelewki, ale dalej, żeby zdiąć mniejszy namiot z większego, na tego drugiego wchodzi dwóch chłopaków, niestety podmuch wiatru porwał namiot i dwóch śmiałków dobra 20 metrów dalej, jeden namiot połamany, jeden z chłopaków traci przytomniość, drugi ma pogruchotane żebra. Zostają odwiezieni do szpitala, na całe szczęście po niedługim czasie zostają z niego wypisani. Teraz jak to piszę może nie brzmi to zbyt przerazająco, ale myślę, ze co niektóre osoby powinny wyciągnąć z tego zajścia odpowiednie wnioski, nie bedę podpowiadała jakie gdzyż powinny się same nasunąć eh...

dobra już wracam do tematu :)

dzis w końcu ruszyło miasteczko, mam nadzieje, że moje ostatnie dni w miasteczku Play`a i TVNu upłyna pod znakiem słońca, upału i znakomitej imprezy, ale nauczony przeszłością, mruże trochę oczy przed kolejnym dniem :)

Miałbyć skrót a tu o, ale co tam.
Dobra czas w kafejce mi się kończy więć na wypadek gdyby to był mój ostatni post podczas wyjazdu to, a to w sumi nic, jak wrócę do domu i tak będę pisał :)

No chłopaki mam nadzieję, że będziecie mogli częściej uaktualniać bloga, obiecuję,że będę wam w tym pomagał już z Wawy.

Chyba miało to być takie blogowe pożegnanie z miasteczkiem, ale co nagle to po diable :)

OK. wracam do miateczka jeszcze na tych parę chwil.

Brak komentarzy: